Funio

Jest niekwestionowanym faktem historycznym, że “Funio”, czyli Stefan Olszowski,

jeden z głównych ideologów marca 1968, przyjaciel i sojusznik polityczny Mieczysława Moczara i jego ultra-twardogłowej frakcji komunistów-nacjonalistów;

czołowy hardliner Biura Politycznego KC PZPR w latach 70-tych i 80-tych;

dwukrotnie minister spraw zagranicznych PRL;

zaufany człowiek Rosjan;

jeden z czterech ‘zapasowych’ kandydatów, twardszych od Jaruzelskiego, jakich Rosjanie rozważali jako ewentualnych następców generalissimusa Olszowski, Żabiński, Grabski, Barcikowski);

jeden z siedmiu członków ścisłego kierownictwa stanu wojennego (Jaruzelski, Olszowski, Kiszczak, Milewski, Siwicki, Barcikowski, Rakowski);

wyemigrował w 1986 roku do USA, i mieszka tam do dzisiaj.

W latach 1986-90 sporo pisała o tym prasa polonijna w USA i Kanadzie, i stąd też wiadomo, że Funio otrzymał pobyt stały w USA jako mąż swojej drugiej żony Zofii Skowron, pracownicy ONZ w Nowym Jorku. Nigdy natomiast nie wyjaśniło się, w jaki sposób Amerykanie przełknęli czerwoną przeszłość Funia, i jaka była ich cena za zezwolenie mu na zamieszkanie w Stanach.

Każdy pracownik ONZ skierowany do pracy w tej organizacji przez władze PRL pracował również dla PRL-owskiego cywilnego lub wojskowego wywiadu zagranicznego. Pośrednim potwierdzeniem byla tzw. ‘afera Wesołowskiej’ z lat 70- tych, kiedy to niejaką Alicję Wesołowską, Polkę, która przebywając z wizytą w Stanach załatwiła sobie robotę w ONZ bez pytania PRL-u o zdanie, wzięto za łeb podczas pierwszej wizyty w Polsce na paszporcie służbowym funkcjonariusza ONZ (UN laissez-passer, dokument traktowany na całym świecie na równi z paszportem dyplomatycznym) i wpakowano do więzienia, formalnie za szpiegostwo na rzecz USA i NATO, a faktycznie dla przestrogi innym, dla zademonstrowania, że zatrudnienie Polaków w ONZ leży w gestii wywiadu PRL, a nie przedsiębiorczych osób prywatnych, i nie należy uszatkom wchodzić w drogę.

W tym kontekście nie można wykluczyć udziału specsłużb amerykańskich w emigracji Funia. Może na przykład Zosia pracowała na dwie strony, odznaczyla się na tym cichym froncie, a pozwolenie na wzruszający reunion z Funiem miało być jej zapłatą za przysługę wyrządzoną Stanom Zjednoczonym? Może Funio był świadomie albo nieświadomie źródłem informacji prowadzonym przez Zosię? Może Amerykanie uczynili mu tzw. “propozycję nie do odrzucenia” przy jakiejś innej okazji, a Zosia go łącznikowała? Nie byłbym wcale zdziwony, gdyby Funio, postawiony przed dylematem: albo poważne kłopoty w PRL, albo dożywotni komfort w USA z Zosią, dokonał rozsądnego wyboru. Nie byłby to pierwszy ani ostatni w historii wypadek rozpracowania polityka w średnim wieku przy udziale seksownej kobity, z zastosowaniem w należytych proporcjach elementów tapczanu, groźby, pochlebstwa i pieniędzy

Jeśli zaszło coś w tym rodzaju, to usługi i informacje Zosi i/lub Funia musiały być raczej niewielkiego kalibru, ponieważ nie pofatygowano się, żeby oboje lepiej schować. Z drugiej jednak strony musiały być warte przynajmniej pokrycia wydatków na ich osiedlenie w USA.

Przeszukanie publicznie dostępnych stron sieciowych w USA znajduje bez większego kłopotu adres i telefon Funia i Zosi oraz (prawdopododobnie prawdziwą) petycję naturalizacyjną Funiowego syna. (NB. Kto zna na sto procent imię Olszowskiego jr.?) Wszystko inne jest spekulacją. W sferze spekulacji pozostają dwa główne aspekty:

1. Kto i dlaczego w establishmencie politycznym USA zgodził się na pobyt stały Funia – ówczesne ustawodawstwo pozwalało na odmówienie wizy bez podania przyczyn nawet szeregowemu członkowi partii komunistycznej, cóż dopiero członkowi Politbiura.

2. Owiane mgłą tajemnicy jest źródło kasy na Funiowe osiedlenie w USA, ponieważ Funio nie posiada jakichkolwiek kwalifikacji nadających sie do spieniężenia na wolnym rynku, wyjechał do USA mając 56 lat , a od momentu dotknięcia stopą ziemi amerykanskiej żył w komforcie; ktoś musiał na to wyłożyć.

Palant dla draki udający Funia na tym forum, któremu się wydaje, że jest graczem, jest w oczywisty sposób fałszywy. Funio, w równie oczywisty sposób, opuścił w 1986 r. Polskę i towarzyszy po to, by mieć święty spokój. Od kogo i dlaczego, to sprawa otwarta; ale nie po to 18 lat Funio siedział cicho, nawet w obliczu poważnych prowokacji prasowych przed 1990 rokiem, nie po to pogonił w 2002 roku ekipę telewizyjną polskiej TVN, żeby teraz rezonować. Funio ma istotne powody, żeby siedzieć cicho. Ktokolwiek i za cokolwiek mógł był Funiowi obiecać nietykalność i prosperity w Stanach, może być już dawno na emeryturze albo 6 stóp pod trawnikiem, a jego następcy mogą być mniej zainteresowani chronieniem starego komucha. Funio zresztą nie bardzo ma czym grać, żeby w razie potrzeby wymusić przestrzeganie jakichkolwiek ewentualnie mu udzielonych amerykanskich zapewnień z lat 80-tych. Nie ma żadnego ‘ubezpieczenia na życie’ w postaci wielkich tajemnic, których ujawnienie wstrząsnęłoby posadami Ameryki. To, co ewentualnie wie Funio, jest dziś interesujące dla wąskiej grupy wyspecjalizowanych historyków zimnej wojny, dla innych jest warte artykuliku na 250 słów na 38 stronie Washington Post i pół strony poufnego raportu do szefa. Funio jest po prostu ‘yesterday’s news’; na jego skromny pogrzeb przyjdzie dwóch młodszych attaches na praktyce dla cichociemnych z ambasady RP, Zosia i pies.

Natomiast jako jeden z głównych architektów antysemickiej czystki pomarcowej w PRL, Funio musi się poważnie liczyć z pamiętliwością organizacji żydowskich w USA, którym nie brakuje pieniędzy, czasu i chęci, by ścigać 80-letnich zbrodniarzy oraz finansować procesy kończące się pozbawieniem obywatelstwa USA i deportacją. Bardzo złą nowiną dla Funia byłoby wzięcie się do niego na serio przez B’nai Brith lub podobne organizacje.

Dane finansowe dotyczące Funia są fałszywe, z prawdopodobieństwem ponad 99%. Gdyby ktoś miał i zdecydował się podać do publicznej wiadomości prawdziwe, wiedziałby jak je uwiarygodnić ponad wszelką wątpliwość. Nie mowiąc o tym, że potrafiłby pisać gramatycznie i wiedziałby, że Suffolk County pisze się przez dwa ‘f’ 🙂

I to by był chyba stan na dzisiaj. Obawiam się, że ktokolwiek chce dalej pogłębiać temat Funia, będzie musiał załączać działające linki do mogących wytrzymać krytykę danych źródłowych, w innym razie cała zabawa staje się w końcu nudna i przestaje trzymać kupy.

Remanent po 101 postach

0 thoughts on “Funio

Leave a comment